Biegłem obok Diany kiedy zauważyliśmy dzieci. Pobiegliśmy do nich i razem próbowaliśmy odsunąć się jak najdalej od pożaru. W końcu byliśmy na tyle daleko, żebyśmy mogli odpocząć chwilę. Oczywiście bardzo się cieszyłem, że w końcu je znalazłem, ale to nie przeszkadzało mi zrobić największa awanturę jaka widział ten las. Z tego co mówiły to Moon obudziła smoka, więc Diana wygrała zakład.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie wolno deptać po smokach - krzyknąłem.
W tedy za krzaków wypadł Tawern. Futro miał całe popalone i wyglądał jakby przebiegł cały maraton sprintem.
Pod wieczór zaczęło padać więc miałem nadzieje, że las zgaśnie. O powrocie do reszty nie było nawet mowy, więc zatrzymaliśmy się na noc w jakieś jaskini, a następnego dnia zaczęliśmy wracać do reszty.
Szliśmy po kolei. Nagle Diana zatrzymała się patrząc w głąb jednej z jaskiń. Podeszłym do nie ale nic nie widziałem.
-O co chodzi, Diana?
-O nic chyba coś mi się przesłyszało.
-Idziemy to sprawdzić?
-Nie, narazie chodźmy do reszty. Może pożar zwabił tu resztę naszego stada.
-Może zobaczymy kogoś ze szczytu tamtej góry.
-Może, trzeba zobaczyć
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz