Poszedłem z Tsube szukać Terry. Kiedy ją znaleźliśmy znowu to robiła. Znowu wypijała krew z biednych ptaszków (mimo, że każdy inny wilk z radością zjadłby takiego ptaka to wypijanie z niego krwi było bardzo nie fajne). Kiedy podeszliśmy bliżej zauważyła nas.
Nie wiem kto wyglądał na bardziej przestraszonego i zmieszanego. Terra wyglądała jakby miała coś powiedzieć, ale on tylko się odwróciła i uciekła. Pewnie się przestraszyła, że wiemy że jest wampirem, ale my nie chcieliśmy jej robić wyrzutów tylko z nią porozmawiać.
Pobiegliśmy za nią, ale nie mogliśmy dotrzymać jej kroku i po chwili ją zgubiliśmy. Już chcieliśmy zostawić ją w spokoju, ale nagle wpadłem na genialny pomysł ( co powinno być obchodzone jako święto narodowe, bo nie często się to zdarza) . Pobiegliśmy do najbliższego jeziorka i przywołałem Tęczusia. Mój hipokamp już raz wytropił Terre to czemu miało by się nie udać znowu. Mówiłem, że to genialne.
A tu będzie kawałek opowieści z perspektywy Terry. Z dedykacją dla Stream, żeby nie czuła się zapomniana :)
Biegłam tak szybko jak tylko mogłam. W końcu udało mi się zgubić Wasera i Tsube. Potem szłam już wolno. Byłam na skraju załamania nerwowego, w końcu udało mi się znaleźć przyjaciół, a oni musieli się dowiedzieć, że jestem wampirem. To nie moja wina. Ja się o to nie prosiłam. Prawie się rozpłakałam kiedy usłyszałam jakiś hałas. Z drzewem stał jakaś wadera. Miała ładne szare futro z niebieskimi wzorkami. Przez chwile patrzałyśmy na siebie. Wyglądała na dość miłą więc postanowiłam zagadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz