Ruszyliśmy dalej w drogę. Nie działo się nic wartego uwagi. Wszyscy byli spokojni i szli wolnym, równym krokiem. Większość wilków doszła do siebie po wczorajszej walce z niedźwiedziami i wszystko wróciło do normy. Dowiedzieliśmy się o skrócie prowadzącym przez długą jaskinie. Wyszliśmy do środka i szliśmy w totalnych ciemnościach. Po drodze Dias opowiadał o wczorajszym polowaniu.
-Z tamtego stada zostało mało osób. Są oni jedynymi zdrowymi z watahy, którą spotkałeś w lesie przed wyruszeniem.
-Myślisz czy tamta wataha jeszcze żyje?
-Nie wiem. Mam nadzieje.
-Ja też. Byli nawet mili. Moglibyśmy mieć z nimi sojusz.
-Też nad tym myślałem. Nad tym i nad lampą dżina.
-Serio, myślałam, że jesteś poważniejszy.
-No co? Ty w to nie wierzysz?
-Nie.
-Jaki z ciebie niedowiarek.
-A z ciebie dziecko.
-Nie mów, że nie chciałabyś żeby to istniało.
-Jasne, że bym chciała, każdy by chciał.
- A czego byś sobie zażyczyła, gdyby istniało.
-Nie wiem, a ty?
- No na pewno zaczą bym od...
-Ciiii.
-Co?
-Ciiii!
Powiedziałam to tak głośno że wszyscy usłyszeli, a w tedy słychać było wyraźnie. Jaskinia się waliła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz