Ruszyliśmy po południu. Wszyscy bardzo chcieliśmy znaleźć lampę dżina, a i lek też(ale lampę bardziej). Szliśmy lasem. Alfy z przodu potem cała reszta i ja z Kesą na końcu. Kesa miała chyba najlepszy humor z nas wszystkich. Dawno nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Zachowuje się tak od kąt jej córka została Betą. Charli to nie jest jej prawdziwa córka, ale ona zachowuje się jak by nią była, a ona wprost przeciwnie. Od kąt dorosła coraz mniej się do niej odzywa i mniej czasu spędzają razem. Kesa też to zauważyła i kilka razy się już skarżyła, ale nic z tym nie robi. Charli coraz więcej czasu spędza z Valixy i Ifus. Może za bardzo się tym przejmuję. Mi okłada się przecież dobrze. Zaczęłam uczyć Moon na czym polega bycie szamanem, przez co bardzo się zaprzyjaźniłyśmy. Dianie zapewne się to podoba, bo Moon siedzi u mnie, a Valixy i Ifus cięgle gdzieś łażą z Charli i ma święty spokój. Jak by tak o tym pomyśleć to przed tą wyprawą wszystko było spokojne. Waser zawsze był spokojny, choć czasami mu odbijało. Diana i Dias nie musieli się zajmować szczeniakami, bo były już samodzielne. Kesa miała spokój z tego samego powodu, a ja spędzałam dni z Moon, a wieczory sama. Tak wszystko było spokojne. Ta wyprawa wszystko to zepsuła i nie wiem czy mi się to podoba czy nie.
Moje rozmyślania przerwała nagła zmiana otoczenia. Las się skończył, a zaczęły się góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz