Biegłam ile sił w łapach, a nie było tego za dużo. Gdzieś z tyłu mój brat walczył z psami myśliwskimi. Za mną też biegł jeden. Cały las się palił, deszcz padał. Myśliwi wyszli z jedynego nie chronionego kawałka lasu. Oni i ich wielgachne psy gończe. Za sobą słyszałam odgłos wyszczałów i skowyt psów i wilków.
Pies skoczył na mnie i wbił swoje kły w moje skrzydło. Przewróciłam się i upadłam. Myśliwy złapał mnie za kark i podniósł mnie do góry.
-Piękna sztuka-powiedział.
Wsadził mnie do klatki razem z innymi wilkami. Większość musiała być z innej watahy bo ich nie rozpoznawałam. Nigdzie nie widziałam brata, więc zaczynałam się już martwić.
Koło mnie zobaczyłam małego szczeniaczka, zapewne był ranny i wystraszone. Próbowałam jakoś go uspokoić, ale był zbyt przestraszony. Dowiedziałam się tylko, że ma na imię Charli i jest z mojej watahy, była dzieckiem pary beta, z którymi nie wie co się stało.
Próbowałam nie panikować, ale trochę mi nie wychodziło. Wtedy zobaczyłam w krzakach zobaczyłam jakiegoś wilka.
-Pomogę ci-powiedziała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz