Valixy od godziny szarpała mi futro pazurami próbując je ułożyć. Trochę bolało, ale dla Tawerna warto. Nie chciał on po misji zostać w naszym stadzie więc to jedyna okazja, żeby coś zrobić. Plan był prosty. Moon miała mu powiedzieć, że chce się z nim umówić i nie przyjść. On będzie czekał w wyznaczonym miejscu, a w tedy niby przypadkiem pojawię się tam ja (jeśli przeżyje czesanie Valixy) i powiem mu, że Moon ma randkę z swoim chłopakiem. On się załamie. Ja go pociesze. On mnie pokocha. Plan idealny.
Przybiegła Moon.
-Zgodził się!
-Naprawdę?
-Tak. O zachodzie słońca w tej jaskini przy jezioru.
Wszystkie krzyknęłyśmy ze szczęścia ( przez to kilka wilków siedzących nie daleko spojrzało się na nas jak na wariatki ). Nie mogłam uwierzyć. W życiu nie byłam bardziej szczęśliwa.
O zachodzie słońca poszłam nad jeziorko. Siedział tam. Nogi się pode mną zatrzęsły. Nabrałam powietrza w płuca i poszłam.
-O, cześć Tawern. Nie zauważyłam cię. Co tak sam siedzisz?
-Umówiłem się z Moon.
-Na prawdę? Widziałam jak szła gdzieś ze swoim chłopakiem.
-Serio?
-Tak, chyba cie wystawiła.
-Na to wygląda. Mogę posiedzieć tu z tobą?
Nie czekając aż odpowie usiadłam koło niego.
-Po co chciałeś spotkać się z Moon?
-Znalazłem takie fajne coś w jaskini. Chciałem jej to pokazać.
-Co znalazłeś?
-Nie za bardzo wiem jak to nazwać. Jak chcesz mogę ci pokazać.
-Z chęcią.
Weszłam za nim do jaskini. Było tam strasznie ciemno, strasznie zimno, strasznie mokro i ogólnie strasznie.
-Nic tu nie ma.
-Ty tu jesteś.
Coś w jego głosie mi się nie spodobało. Odsunęłam się. Skoczył na mnie i przewrócił na plecy.
Usłyszałam głos tawerna wołający Moon. Dochodził spoza jaskini. Nie wiem z czym w niej byłam, ale to na pewno nie był Tawern. Następne wydarzenia to były sekundy.
Krzyknęłam z całych sił. Tawern to usłyszał bo zaczął zbiegać na dół. Zerwałam się do ucieczki, w tedy to co podszywało się pod Tawerna znowu mnie przewróciło. Tawern zbiegł na do nas i skoczył na bestie. Odepchnęła go chyba stracił przytomność. Przewrócił mnie znowu. Walnęłam głową o kamień. Poczułam jak leci mi krew. Tawern skoczył na potwora. Już miał wbić kły w jego kark kiedy on po prostu znikną. Nienawidzę kiedy potwory tak robią. Są a potem ich nie ma.
Razem z basiorem na zewnątrz. Było już ciemno. Biegliśmy tak szybko jak tylko się dało. Zatrzymałam się dopiero kiedy zobaczyłam inne wilki. Popatrzyłam w stronę lasu, niczego tam nie było.
-Co to było? - zapytałam.
-Nie wiem - powiedział Tawern - Nic ci nie jest?
-Nie.
Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Najpierw na temat potwora, a później tak po prostu. O wszystkim i o niczym. Przegadaliśmy ze sobą całą noc. Było świetnie. Tawern powiedział, że jeszcze raz zastanowi się nad dołączeniem do naszej watahy. Jednak nic tak nie zbliża do siebie wilków jak atak potwora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz